Nowości w kolekcji: To przyszło z Japonii w Maju
Nie wiem czy będę często robił takie wpisy, bo już zdążyłem się odzwyczaić od omawiania tego co doszło mi do kolekcji poza recenzjami, ale myślę że może być to ciekawy pomysł na jeden z pierwszych, naprawdę zupełnie nowych i nigdy wcześniej nie publikowanych materiałów na stronie. Zaczynajmy.
A więc tak, trzy nowe zabawki w kolekcji, wszystkie trzy japońskie i normalnie nie sprzedawane poza tamtym rynkiem, wszystkie kupione w sklepie Hobby Link Japan z którego usług lubię korzystać, i wszystkie kupione na ich niedawnej wyprzedaży. Można powiedzieć, że niewiele figurek kupuję od nich przed przeceną, ale i tak wiele już razy udało mi się w ten sposób zdobyć bardzo fajne rzeczy. Każda z tych trzech była przeceniona średnio 40-80%.
Nirvash typeZERO z SD Infinity od Bandai
Każdy kto ze mną rozmawia o anime wie, że Eureka Seven studia Bones, z którego pochodzi Nirvash, to jedna z moich ulubionych serii wszech czasów. Dlatego bardzo ochoczo kupuję zabawki z tego serialu gdy mam okazję i szczęśliwie ta nie jest pierwsza (druga). Nirvash to ciekawy przykład pół-organicznego robota, który nie tylko posiada zdolność do transformacji ale i jest żywy. Nie mówiąc już o tym że bardzo lubię jako postacie pilotujących go Eurekę i Rentona Thurstona. I nie mówiąc też o tym, że Nirvasha (jak i wszystkie roboty w serii) zaprojektował mój ulubieniec Shoji Kawamori. Wiecie, ten pan który stworzył niemal wszystkie Myśliwce Zmienne z Macrossa. Niestety moje docelowe figurki Nirvasha z serii Robot Spirits są już teraz potwornie drogie, więc trudno znaleźć dobrą i akceptowalną finansowo reprezentację tego robota.
I wtedy nagle HLJ przecenia jego wersję SD. Osobiście nie mam nic przeciwko robotom w stylistyce Super Deformed, ale do własnej kolekcji normalnie bym jej nie zapraszał. SD Infinity jest chwilowo wyjątkiem od tej reguły podyktowanym bardzo dobrym wykonaniem tych figurek. To nie są niskiej jakości figurki gdzie nasze możliwości są ograniczone a części są skrajnie uproszczone. To pełno-prawne, zaawansowane technicznie figurki kolekcjonerskie, tylko z uroczymi proporcjami. Są w pełni pozowalne, mają masę elementów specjalnych i potrafią się nawet transformować (z częściową wymianą komponentów, ale tylko w miejscach gdzie zmiana proporcji uniemożliwia konwencjonalną przemianę)… także z mocno obniżoną ceną -60% i moją sympatią do Nirvasha, jestem skłonny dać tej figurce szansę. Zobaczymy co powiem po jej odpakowaniu i jeździe próbnej.
Zegapain Garuda z Robot Spirits od Bandai
Garuda pochodzi z uwielbianej przeze mnie serii Zegapain studia Sunrise, którą, w być może przewidywalny dla kolekcjonera robotów sposób, odkryłem po tym jak spodobał mi się model do składania głównej maszyny serialu, Zegapaina Altaira. Po obejrzeniu serialu spodobał mi się i następny wariant Zegapaina, więc zapragnąłem oba mieć na półkach. Model do składania już powoli odchodził w krainy Wyprzedane, ale szybko odkryłem, że Bandai wydało też te maszyny w ramach znanego mi już Robot Spirits. Ponownie, te figurki nie byłyby dla mnie osiągalne bez pomocy przecen HLJ (w sensie, stać mnie na nie to jedno, ale czy chcę na nie wykładać ich normalną wartość to już co innego), bo wszystkie moje Zegapainy pochodzą z wyprzedaży. Najwyraźniej na świecie jest mniej fanów tej serii niż Bandai myślało robiąc figurki, albo po prostu Hobby Link Japan miało tyle szczęścia do swoich klientów. Ale dzięki temu każda figurka tych maszyn kosztowała co najwyżej jedną trzecią ceny sugerowanej przez producenta.
Co ciekawe, Garudy początkowo nie miałem w planach kupować, bo raz, wydawał mi się zbyt podobny do Altaira (w odróżnieniu od Hreasvelga), i dwa, HLJ nigdy nie opuściło mu w sensowny sposób ceny. Ale po kilku latach w końcu ulegli i, jak mniemam, w akcie desperacji zrobili mu 80% przeceny. W tym momencie odkryłem, że jednak chcę mieć całą trójkę i szybko wrzuciłem Garudę do sklepowego koszyka i przykryłem wiekiem żeby nie uciekł. I najwyraźniej nie tylko ja, bo Garuda wreszcie kompletnie wyfrunęła z magazynu sklepu. Z punktu widzenia ceny już teraz jestem zadowolony, i z punktu widzenia kolekcji też raczej będę. Zegapainy mają dość unikalny wygląd i nie tylko dobrze wyglądają osobno, ale i świetnie wyglądają razem. No i może wreszcie będę miał zastosowanie dla swojej trój-wysięgnikowej podstawki Trident, która się kurzy odkąd tylko trafiła do mnie razem z Super Robot Chogokin Might Gainem jako bonus.
Rapid Morphing Xenon Guiltice Special Custom z Gyrozetter od Bandai
Gyrozetter to osobliwy twór wymyślony przez Square-Enix (tak, ci od Final Fantasy), na który składa się manga, serial dla dzieci, jak również całkiem nietypowa gra automatowa z (dosłownie) transformującym się układem sterowania. Ogólne zasady są proste: Mamy zło (nie do końca pamiętam jakie, ale na pewno jest bardzo złe), które my, bohaterzy, mamy zwalczać samochodami ze zdolnością transformacji w wystylizowane roboty… a czasem i nawet pandy. Tak, pandy. Samochody te to tytułowe Gyrozettery, a ich przemiana o wiele bardziej przypomina Power Rangers niż Transformers, bo tryb robota jest osiągany przez niemal magiczną, a nie fizyczną transformację. Także, jeśli ktoś porówna obie formy i stwierdzi, że jedno nie ma prawa zmieniać się w drugie, to ma rację. Zabawki z linii Rapid Morphing są wierne tej idei i ich przemiana odbywa się w dużej mierze z pomocą odczepiania sporych części pojazdu. O ile przód auta może czasem jeszcze zostać na figurce, tak dach zawsze musi zniknąć i zazwyczaj składa się w prostą, mało przekonującą tarczę.
Czy mi to przeszkadza? Nie, bo Guiltice’a, głównego złego i niedobrego Gyrozettera serii, kupiłem dla wyglądu a nie funkcjonalności. Pomijam już fakt, że to kolejny roboty zaprojektowany przez Kawamoriego, ale ten robot wygląda świetnie tak w formie auta jak i robota. Co prawda jest zdecydowanie zabawką kierowaną do małych dzieci a nie do kolekcjonerów, ale i tak mam dla niego na tyle dużo sympatii, że złapałem go jak tylko wydano na niego wyrok -50%. Jak się szybko przekonacie, zdążyłem go już otworzyć i istotnie, jeśli brać ją taką jaką jest, ta zabawka w pełni zdaje dla mnie egzamin.
To tyle jeśli chodzi o moje nowe japońskie łupy. Więcej na ich temat dowiecie się w miarę jak będę je odpakowywał, robił im zdjęcia i recenzje. Co w przypadku jednego z tych panów oznacza raczej krótki czas oczekiwania.